„Wielkie piękno”, czyli ucieczka od wielkiego piekła
- 08.20.20
Już w pierwszych minutach filmu trafiamy do piekła. Piekła, w którym świetna zabawa, muzyka, alkohol i narkotyki grają główną rolę. Na próżno szukać tu tytułowego piękna… ,ale jak zawsze, Paolo Sorrentino zaskakuje.
W wirze obrazów pokazujących nocny świat włoskiej imprezy pojawia się twarz starzejącego się dziennikarza. Sześćdziesięciopięcioletni Jep Gambardelli w którego wciela się Toni Servillo jest królem życia, który zna wszystkich, a wszyscy znają jego – dziennikarza, który zasłynął jedną jedyną książką napisaną wiele lat temu. Od jej wydania bohater cierpi na niemoc twórczą, zachłyśnięty Rzymem, blichtrem, światem wiecznej zabawy zatracił w sobie potrzebę tworzenia.
Sorrentino zdaje się obarczyć winą za ten stan rzeczy właśnie sam Rzym. Wieczne miasto, które pochłania melancholią, stylem, piękną architekturą ,ale też rytmiczną, dudniącą muzyką , używkami i właśnie światem pozorów.
Hucznie obchodzone sześćdziesiąte piąte urodziny skłaniają naszego bohatera do przemyśleń nad upływającym czasem. Podczas jego wędrówki zwiedzamy nie tylko Rzym, ale bywamy we włoskich apartamentach, pałacach, uczestniczymy w wystawnych przyjęciach. Na wyciągnięcie ręki mamy zabytki i wielkie dzieła sztuki. Uchwycone przez kamerę w sposób mistrzowski.
Podobnie jak nasz bohater, dajemy się wciągnąć w iluzję wiecznego miasta, która oferuje pocztówkowe wielkie piękno…
Gambardelli niegdyś spełniając swe młodzieńcze marzenia – trafił w samo serce elit miasta, ale jednocześnie dał się wciągnąć w pozbawioną sensu egzystencję i zdaje sobie sprawę, że coś minęło mu bezpowrotnie.
Sorrentino jest mistrzem kontrastu – nie przypadkowo zestawia w jednej scenie pretensjonalnych pozerów z cynicznym mędrcem i obnaża zepsutą i zakłamaną pseudo elitę.
Widzimy jak Jep potrafi doskonale trwonić czas uczestnicząc w tym teatrze pozorów, gdzie aktorami są osoby, które pod kurtyną zamożności grają atrakcyjne role.. Nasz Gambardelli – zdystansowany cynik, błyszczy intelektem, gasi towarzystwo dowcipem, jest mistrzem w odkrywaniu fałszu tego światka.
I dociera do nas przejmująca pustka…Jep doskonale zdaje sobie sprawę, że nie znajdzie tu piękna. Na wyciągnięcie ręki jest za to brzydota, samotność i niespełnienie.
I tak oto wyłania się pesymistyczny obraz pięknie wystylizowanych postaci, które są dojmująco pogubione, które przypominają Gambardellemu, że prawda jest bardzo daleko, że piękno już dawno zostało zatracone. Starzejący się dziennikarz będzie resztę filmu oprowadzał nas po ulicach Rzymu, będzie nostalgicznie dreptał w poszukiwaniu piękna Wiecznego Miasta, a także w, daremnym jak się okaże, poszukiwaniu własnej duszy. Rozliczając się ze sobą stwierdzi, że od teraz „nie może tracić czasu na robienie rzeczy, których nie chce robić.
„Wielkie piękno” Sorrentina wciąga sugestywnymi obrazami, błyskotliwymi dialogami. Świat przedstawiony w filmie jest trochę nierealny, trochę poetycki, trochę pogubiony jak nasz bohater. Jep rozważy wszystko co stracił.
Pewnego dnia zatrzyma się w swojej wędrówce. Spotkanie z tajemniczym mężczyzną nieoczekiwanie potrząśnie nim, wzburzy i przywoła wspomnienia. Dotrze do niego wiadomość o śmierci jego jedynej miłości…To będzie punkt zwrotny w historii. Retrospekcje i przywoływanie wspomnień od tej pory dopełnią portret emocjonalny naszego bohatera.
Film „Wielkie piękno” trochę boli, ale zostaje z nami na dłużej. Jep Gambardelli mówi, że właściwie jego cale życie było poszukiwaniem piękna, którego nie znalazł i ta wędrówka skończy się śmiercią, przed której nikogo jeszcze nie uchroniło nawet Wieczne Miasto.
Obsypany wieloma nagrodami w tym oskarem za najlepszy obraz nieanglojęzyczny jest dziełem, którego odbiór zależy od widza. Można wracać do tego filmu i za każdym razem odkrywać coś nowego.
tekst Anna Zeman
Zostaw komentarz: